Jeśli nie przepadacie za crème brûlée to może znaczyć tylko jedno – nigdy nie jedliście prawdziwego crème brûlée. Ja nie byłam fanką tego deseru aż do czasu podróży na Korsykę, gdzie wreszcie zrozumiałam jak to cudo powinno smakować i jaką powinno mieć konsystencję. Przesłodzona i mocno ścięta jajecznica? Takie profanacje na szczęście tam nie istniały.
Szukając gwiazdkowego prezentu dla mamy zapuściłam się w youtubowe otchłanie, trafiając przy okazji na nowy film SortedFood z Masala Chai Crème Brûlée. Doznałam podwójnego olśnienia, bo po pierwsze zrozumiałam co muszę kupić mamie (mama jest miłośniczką tego deseru, więc zestaw do crème brûlée z ramekinami i palnikiem wydawał się idealny), a po drugie, że taki crème brûlée w mojej ukochanej wersji z indyjskimi przyprawami musi być czymś najpyszniejszym na świecie. I wiecie co? Jest!
Składniki (4 porcje):
- pół łyżeczki kardamonu
- pół łyżeczki cynamonu
- pół łyżeczki sproszkowanego imbiru
- 4 ziarna pieprzu
- 4 goździki
- pół laski wanilii lub ekstrakt waniliowy
- torebka czarnej herbaty
- 5 żółtek
- 400ml śmietanki kremówki
- 100ml mleka
- 80g cukru + 20g do skarmelizowania
Z wanilii wyjąć nasiona, pieprz i goździki zmiażdżyć na proszek w moździerzu, wszystko wymieszać z dodatkiem kardamonu, cynamonu i imbiru. W garnku delikatnie podgrzać kremówkę z mlekiem. Zdjąć z ognia, wsypać przyprawy, dodać herbatę i odstawić na 10 minut. Po tym czasie pozbyć się torebki z herbatą i wymieszać. W oddzielnej misce utrzeć żółtka z cukrem. Przecedzić śmietankę z przyprawami przez sitko i dobrze wymieszać z utartymi żółtkami. Rozdzielić mieszankę na 4 ramekiny. Dużą brytfankę wyłożyć ścierką, ustawić w niej ramekiny i zalać brytfankę gorącą wodą, mniej więcej do połowy ramekinów. Piec w piekarniku rozgrzanym do 160C przez 30 minut. Odstawić do wystudzenia. Każdy crème brûlée posypać cukrem i skarmelizować za pomocą palnika lub wstawiając na chwilę do bardzo rozgrzanego piekarnika z funkcją grilla. Smacznego!